Wypłuczmy uczuciem goryczy szklankę, po czym zespólmy w jedność każdą tkankę. Dodajmy więc do wybranka wybrankę, stwórzmy całość, zamiast być ułamkiem.
Cieszę się, że w przypadku uczuć potrafię się powstrzymać i mam nawyk milczenia. Skrywając coś w sobie czuję się bezpieczniej i bardziej komfortowo. Nie muszę się tłumaczyć, nie muszę próbować, nie muszę wymyślać no i nie żałuję, nie ponoszę konsekwencji. Czasem może niektóre sytuacje sprawiają ból, ale lepsze to niż utrata czegoś, co mogłoby się skończyć wraz z potokiem słów prawdy. Właściwie to do twarzy mi z przyklejonym uśmiechem.
Dawno nie było tak fajnej soboty. Czułam się dziś wolna od wszelkich negatywnych myśli. To wspaniałe uczucie, wiecie? Jak małe dziecko się dziś bawiłam i śmiałam. Nie zatruwałam umysłu zbędnymi problemami, wszystko trzymałam na dystans i czuję się fantastycznie!
Przed południem pojechałam z trójką kumpli na basen. Przez godzinkę popływałam i posiedziałam w jakuzzi. Efekt zadowalający - w 70% pozbyłam się bólu mięśni, pleców i karku. Natomiast po przyjeździe wyszłam z ludźmi do pizzerii. W końcu zobaczyłam przyjaciółkę, która przez tydzień chorowała. Na miejscu złączyliśmy stoliki, zamówiliśmy ciepłe herbaty z cytryną i w dziesięciu wygłupialiśmy się, śmialiśmy i dogryzaliśmy. Wspominaliśmy czwartkową dyskotekę, ale i ciepłe, jakże już odległe dni, kiedy to na górce przy ogródkach działkowych urządzaliśmy ogniska. Wtedy to były wieczory... W sumie nie mogę się już doczekać kwietnia.
Tymczasem oczy mi się zamykają, a jeszcze czeka mnie ponowne umycie włosów, po tym, jak Adam wysypał mi całą saszetkę cukru na głowę...
Ktoś wspaniały wczoraj kazał mi przestać się użalać nad sobą i zacząć spełniać swoje marzenia.
I choć nadal uważam, iż jestem do niczego - najsłabsze ogniwo,
to chyba posłucham tego nakazu. .
Jednak zanim to zrobię, po egzystuję jeszcze jeden wieczór w słodkościach i weekendowych wspomnieniach, gdzie u góry widnieją screeny z filmiku, kiedy to z Robertem tańczyłam układ farmerski.
Dwudziesta trzecia trzydzieści. Kroczyła szybkim krokiem do domu. Ulice były niemalże puste, choć to sobotni wieczór. O dziwo, nie przeszkadzał jej mróz. Było jej ciepło. Może to dlatego, że wszystkie emocje się w niej buzowały? Albo to wpływ alkoholu, który w śladowych ilościach jeszcze płynął w jej organizmie?
Tego wieczoru chciała żeby ktoś ją przytulił. Pragnęła mocnego, ciepłego uścisku. Nie żądała miłości, ale chciała bliskości. Tyle osób ją otacza, tyle osób sprawia, że może się uśmiechnąć. A mimo to jest jej ciężko i czuje się cholernie samotnie. Co jest w niej nie tak? Wciąż w głowie kotłują się złe myśli i pytania.
Nagle zaczyna biec.Chce uciec od świata, chce być jak najdalej od ludzi, którzy dziś śmieją się wniebogłosy. W biegu przestaje płakać. Powoli brak jej tchu - za dużo papierosów jak na jeden wieczór. A mimo to nadal biegnie. Czy gdyby teraz upadła, zemdlała, to ktoś w końcu zwróciłby na nią uwagę?
Wchodzi cała do domu. Na szczęście rodzice śpią i nie zauważą czerwonych oczu. Zresztą, co za różnica. Przecież nawet by nie zapytali co się stało. Dla nich też już coraz mniej się liczy.
Kiedy dzisiaj przypomnę sobie sobotę, 21 stycznia, chce mi się śmiać. Pamiętam, że przy kilku stopniach na minusie (oczywiście nie tylu, ile teraz jest) spotkaliśmy się z większością klasy na Orliku, gdzie mieliśmy zamiar nakręcić projekty do konkursu Funklasa. Doskonale wiedzieliśmy, że nie wygramy, że koniec głosowania nastąpi już w czwartek i zebranie ponad dwóch tysięcy głosów w cztery dni nie jest realne. A mimo to szesnaście osób (na dwadzieścia pięć) postanowiło się poświęcić i o dziesiątej rano zawitać na boisku. Prawie każdy zaopatrzył się w ciepłą herbatę w termosie, ja przyniosłam jeszcze pączki, a niektórzy wywiązali się z wcześniejszych próśb i przyszli ubrani w koszule, lub z rekwizytami typu szalik Polski. Mieliśmy zamiar przedstawić nas, jako wiernych kibiców.
Zadania były trzy: nakręcić teledysk do piosenki, którą wcześniej nagrał mój brat z kumplem, nakręcić układ cheerleader'ski i zagrać mecz, do którego miały się pojawić znakomite komentarze spikerów. Wszystko było ładnie, pięknie... zaplanowane. Kiedy jednak doszliśmy na miejsce, okazało się, ze w radiu, które to przyszykowałam nie było baterii, boisko było nie odśnieżone, a chłopcy z mojej klasy zaczęli się popisywać głupotą. Jakoś temu na szczęście zaradziliśmy. Marcin przyniósł od babci mieszkającej obok szypę do odgarniania śniegu, muzykę pościliśmy z mojej komórki, a ja nadwyrężyłam swój głos wyzywając między innymi Pawła. Były też "fochy" niektórych, a mimo to daliśmy radę! Zadziwiające, że tak wiele osób było gotowe się poświęć, by stać nawet piętnaście minut w krótkim rękawku, a jak nie w krótkim, to i tak bez kurtki.Myślę, że największą robotę odwaliłyśmy my, dziewczyny, które to musiały grać mecz piłki nożnej. Najgorsze oburzenie było, kiedy musieliśmy zastąpić materiał wysłaniem innego zadania. Ale wiecie co? Wyszło znakomicie! Tyle osób pochwaliło nasz projekt, choć nie był dopracowany... Za każdym razem, gdy go oglądamy, śmiejemy się wniebogłosy, wypominając pomyłki.
Zajęliśmy 39 miejsce, zebraliśmy 550 głosów. Byłoby więcej, jednak pojawiły się problemy z filmikami. Aczkolwiek ten projekt w jakiś sposób nas do siebie zbliżył. Zaczęliśmy doceniać swoją klasę i wspólnie stwierdziliśmy, że jest to wspaniała pamiątka po gimnazjum, z którego już w czerwcu wyjdziemy.
Ps. Prezentuję układ, gdzie ja to ta w różowych włosach. ;P